Most

Torpeda był człowiekiem co najmniej niebezpiecznym, a jego brawurze mogła dorównać jedynie obojętność, z którą przyjmował rzeczywistość. Emanowało to z niego widmolandzką pewnością siebie: długimi krokami i groźbą zaklętą w obliczu. Od niemalże dwóch dekad na tych ziemiach krążyła historia o tym jak znalazł się nieopodal strefy zero podczas uderzenia atomowego na Hannover. Gdy jego towarzysze leżeli na ziemi, a świat płonął od radioaktywnego rozbłysku, Torpeda zakrył jedynie oczy i wydobył z siebie ciche: „Kurwa, jak jasno”.
Teraz szedł powoli w kierunku konwoju, a śnieg skrzypiał mu pod butami. Jego puste oczy wodziły wzrokiem po transporterach opancerzonych wycofujących się tyłem jak najdalej od mostu, z którego właśnie zszedł. Wokół kręcili się owinięci w płaszcze piechociarze, którzy również zwiększali swój dystans od przeprawy przez rzekę.
Zwiadowca pociągnął łyk z błękitnej manierki i podszedł do grupy zebranej wokół kapitana Zimy.
– To stary „rozrywacz”, leży tam jeszcze od Zamieci. Dziwne, że nikogo nie wywaliło w powietrze przez te wszystkie lata. Pewnie nikt tędy nie chodzi – stwierdził sucho.
– Jak to nikt? Zanim rozpętała się cała ta awantura, jeździliśmy tędy co tydzień po… ten… zaopatrzenie – odezwał się jeden z żołnierzy.
Po ludziach przetoczyła się fala śmiechu.
– To gratuluję – skwitował Torpeda i odwrócił się do Zimy. – Panie kapitanie, szkoda sapera. Walnijmy w to termicznym, niech zdycha. Te psy i tak już pewnie wiedzą, że tu jesteśmy.
– Oszczędzilibyśmy sobie sporo krwi gdyby udało się nam tam dostać bez oznajmiania radośnie całej okolicy, że… – zaczął kapitan i nagle urwał. – Dima? Dima! Gdzie ty leziesz?
– Rozbroić bombę, generale.
Nikt nie zauważył nawet, gdy ten wątły chłopak ubrał się w za duży na niego pancerz i ruszył w kierunku mostu. Wyglądał jak żółw na wyjątkowo krzywych nogach.
– Co jest nie tak z tym chłopakiem? – zapytał cicho Torpeda.
Dima złapał mocniej obcęgi i uśmiechnął się słabo, a jego twarz przybrała barwę otaczającego ich śniegu. Wiedział, że jeżeli nawet Torpeda nie podołał, to czeka go ciekawa przygoda, której rezultatem będzie uznanie w oczach Zimy albo krótki lot nad lasem.
– Zaraz wracam, przyjaciele… chyba.