Czołg

Taksówkarz przyglądał się z zaciekawieniem krzątaninie przy czołgu zaparkowanym po drugiej stronie ulicy. Odwijał kolejną bułkę z papieru i chłonął wzrokiem rzadki widok.
To była jedna z tych wielkich, zdobycznych maszyn używanych podczas Zamieci. Dziesiątki ton czarnego metalu wyrzucały z siebie kłęby dymu w takt miarowego warkotu ogromnego silnika. Wygiętą wybuchem kanciastą wieżę pokrywała siatka maskująca, która, źle zamocowana, powiewała swobodnie na wietrze. Na tylnej płycie pancernej ktoś wymalował niedbały napis: „Gońcie się z tym przeciwpancernym”. Te obite pociskami blachy mogły mieć i sto lat, jak nie więcej.
Wcale nie zmniejszało to zagrożenia, które niosła ze sobą dziesięciometrowa lufa o niszczycielskim kalibrze. Wycelowano ją nonszalancko w budynek poczty.
Ostatni żołnierz wybiegł z monopolowego z pamiątką pod pachą i wskoczył zgrabnie na błotnik czołgu. Siedzący wyżej zastukali w klapę i stalowe monstrum ruszyło przed siebie z zadziwiającą werwą, zrywając za sobą kilka płytek chodnikowych.
Kierowca przyjrzał się malejącym sylwetkom czołgistów.
„Typowe widmolandzkie jegry. Co za trepy. Ich to chyba partiami robią po tych przeklętych lasach” – pomyślał z zażenowaniem i wgryzł się w drugie śniadanie.
Wtem drzwi taksówki otworzyły się i do środka wpadł wysoki mężczyzna w jasnym płaszczu i kapeluszu na głowie. Wyglądał jak agent Dozoru, łowca nagród, a może jakiś inny awanturnik.
– Za tamtym czołgiem! – huknął.
Taksówkarz westchnął, upuścił bułkę i depnął na gaz.
Nie należał do ludzi, którzy całe życie czekali na ten kurs, więc bez nuty ekscytacji oglądał w lusterku jak tamten wysypuje na kolana naboje, odchyla bębenek rewolweru i ładuje go trzęsącymi się rękoma.
Samochód wpadł w zakręt i wjechał w wąską ulicę, zostawiając za sobą osłupiałych przechodniów. Ludzie w kawiarniach podnosili głowy, zaskoczeni piskiem opon taksówki pędzącej pomiędzy wysokimi kamienicami.
Odległość dzieląca ją od czołgu zdawała się jednakże nie zmniejszać.
Pasażer syknął coś pod nosem.
– Czy ta pucha może jechać szybciej? – wybuchnął w końcu.
– No pewnie. Już wchodzę w nadprzestrzeń.